Kilkadziesiąt minut do rozpoczęcia meczu… Co oprócz rozgrzewki może jeszcze zrobić trener?
Mariusz Grzesiak, trener z dyplomem UEFA A, trener koordynator Polskiej Szkoły Futbolu o przedmeczowych detalach, które w ostatecznym rozrachunku przechylają szalę zwycięstwa na naszą stronę. Poniedziałek – zazwyczaj początek kolejnego mikrocyklu treningowego. Zawodnicy a przede wszystkim trener bogatsi o kolejne doświadczenia meczowe z minionego weekendu. Na bazie ostatniego występu drużyny analizujemy i planujemy nad czym musimy popracować przed kolejnym spotkaniem. Dni upływają a każdy trening przybliża nas do tej kolejnej upragnionej chwili, kiedy znów usłyszymy gwizdek sędziego rozpoczynający mecz. Jak zawsze interesują nas tylko 3 punkty. W piątkowy wieczór po ostatnim treningu w mijającym mikrocyklu zaczynamy czuć ten mały dreszczyk emocji, jutro rano będzie on jeszcze większy. Szybkie śniadanie, przestrzeganie wyznaczonych rytuałów, torba w rękę i jesteśmy już w drodze do klubu. Wchodzimy do szatni, zawodnicy już się zbierają, z głośników dobiega dźwięk mobilizujących utworów muzycznych – chwila ciszy, trener podaje wyjściowy skład – wychodzimy na rozgrzewkę… Czy tu rola trenera ogranicza się już tylko do przeprowadzenia ćwiczeń pobudzających aparat ruchu?
Na bazie własnych doświadczeń wiem, że na wiele rzeczy możemy jeszcze wpłynąć. Jest bardzo dużo detali, które w ostatecznym rozrachunku przechylają szalę zwycięstwa na naszą stronę. Przede wszystkim pamiętajmy o zasadzie: „Spokój nas uratuje”.
Nie chodzi tu o to, że trener jest pełen obaw czy należycie przygotował zespół do zawodów, przez co natychmiast z nerwów czy pod wpływem innych emocji diametralnie zmienia ustawienie i założenia gry, aby tylko nie przegrać. Takich trenerów na szczęście jest już coraz mniej. Kompetentny szkoleniowiec ma zaufanie do samego siebie, swojej filozofii gry, warsztatu trenerskiego a przede wszystkim wierzy w swoich zawodników.
Z własnych obserwacji skłaniam się ku założeniu, że trenerzy raczej panują nad swoimi emocjami ale po rozpoczęciu rozgrzewki uważają, że od teraz już „niech się dzieje wola niebios bo co ma być to będzie” Otóż nie! To właśnie my, trenerzy, jesteśmy od tego, aby z chłodną głową wyjść z drużyną na rozgrzewkę, wychwycić jeszcze kilka detali (a jest ich bardzo dużo) i wziąć sprawy w swoje ręce.
TO MY, TRENERZY, POBIERAMY WYNAGRODZENIE (CZĘSTO SOLIDNE) ZA TO, ŻE NA NASZYCH BARKACH SPOCZYWA, MIĘDZY INNYMI, STEROWANIE WALKĄ SPORTOWĄ.
Co to za detale? Na co jeszcze mamy wpływ przed pierwszym gwizdkiem arbitra?
W pierwszej kolejności musimy nauczyć naszych zawodników tzw. „FGI” – First Good Impression, czyli dobrego pierwszego wrażenia, które musimy wywrzeć na rywalu podczas rozgrzewki. Na powyższe FGI składa się pakiet bogatego wachlarza różnych zachowań, którego muszą przestrzegać wszyscy członkowie zespołu, łącznie ze sztabem szkoleniowym.
Bardzo ważne jest abyśmy na rozgrzewkę wyszli na płytę boiska razem w zwartej grupie i w miarę możliwości powinno się to stać dosłownie kilka minut po tym, jak już rywal rozpoczął swoją rozgrzewkę. Właśnie taką grupą podchodzimy przybić piątki z rywalem, życzymy im meczu bez odniesionych kontuzji (nigdy: czegoś w stylu: „powodzenia” albo „dobrego meczu”) oraz, jeżeli jesteśmy gospodarzem spotkania, to witamy ich na naszym obiekcie, np. słowami: „ witamy na naszym terenie” – przekazujemy krótki komunikat, który od razu powoduje u przeciwnika cały proces myślowy dający do zrozumienia, że nie będzie łatwo, że za kilka minut będą musieli stawić czoła ogromnemu wyzwaniu. Każdy z naszych zawodników musi również pamiętać, że podczas tego krótkiego kontaktu z rywalem ma absolutny nakaz kierowania do niego słów z jednoczesnym głębokim spojrzeniem mu w oczy i wymalowaną pewnością siebie na własnej twarzy. Od teraz nasi zawodnicy powinni być skupieni tylko i wyłącznie na swoich ćwiczeniach i swojej rozgrzewce, w trakcie której wszystko robimy już ze stuprocentową skutecznością i zaangażowaniem. Każde podanie piłki jest wypieszczone a każdy sprint powoduje palenie się murawy pod stopami. Dodatkowo drużyna musi zachowywać się głośno, musi być widoczny zdeterminowany monolit, który za chwilę zacznie marsz po 3 punkty.
Komunikacja! Komunikacja! I jeszcze raz komunikacja!
Już przed meczem. Wszystko to połączone z absolutnym zakazem spoglądania w kierunku rywala. Z respektem ale bez szacunku! Nie interesuje nas co oni robią i jak się rozgrzewają. Jesteśmy pewni siebie, swoich umiejętności oraz siły, jaka tkwi w naszym zespole. Całokształt tak rozgrzewającej się drużyny zawsze zrobi ogromne wrażenie na przeciwniku, który zaczyna coraz częściej spoglądać w naszą stronę z obawą o walkę sportową do której za chwilę przystąpi. Nagle drużyna przeciwna zapomina o miejscach w tabeli, spekulacjach ekspertów w studio telewizyjnym czy o faworytach spotkania w prasie przedmeczowej. W głowie zaczynają się rodzić obawy a niepokój wkrada się coraz bardziej z każdym zaczerpniętym oddechem. Dodatkowo, jeżeli grasz na własnym stadionie i jesteś niesiony dopingiem wiernych kibiców to pamiętaj, że na psychice rywala też może to odcisnąć swoje piętno. Tu właśnie pojawia się rola trenera do spełnienia i kolejne zadanie. Obserwujemy, analizujemy, kto w trakcie rozgrzewki spośród szeregów rywala zaczyna się denerwować, komu nie wychodzą zagrania, kto skupia się na obserwacji trybun, naszych zawodników a nie na swoich ćwiczeniach? Zwróćmy uwagę – może któryś zawodnik został zamknięty w „dziadku” i ma problem z odbiorem piłki? A może inny zawodnik unika gry w tym samym „dziadku”? Czy wykonawca stałych fragmentów gry ma cały czas ułożoną nogę, jak miało to miejsce podczas poprzednich spotkań? Czy też w niewyjaśnionych okolicznościach stracił czucie w nogach i piłka posyłana jest wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinna akurat dojść? Może warto wówczas skierować grę właśnie na niego?
Czy bramkarz drużyny przeciwnej rzeczywiście jest ich pewnym punktem? A może ma problemy z podejmowaniem interwencji i najchętniej zszedłby już do szatni? Może potrafi się rzucać tylko do swojej lewej strony a do prawej ma już ogromny problem? To już jest sygnał dla naszego zawodnika. Obserwacja rozgrzewki rywala jest ogromną skarbnicą wiedzy dla naszej drużyny.
Zbierając takie informacje jesteśmy w stanie na bieżąco przedstawić swoim zawodnikom wskazówki, które znacznie ułatwią nam grę a w konsekwencji doprowadzą do zwycięstwa.
Cały czas pamiętajmy też o zawodnikach naszego zespołu. Warto szczególną uwagę zwrócić na to, czy każdy z nich ma optymalny poziom pobudzenia, czy może jednak wyizolować danego zawodnika od reszty i zaserwować mu indywidualną serię ćwiczeń. Na swoim przykładzie wiem, że moim zawodnikom bardzo pomagała indywidualna rozgrzewka z drugim trenerem lub zawodnikiem rezerwowym. Są takie dni i ważne mecze, kiedy z powodu przemotywowania z zawodnika zostaje tylko „nazwisko”. Taki fakt jest możliwy do wychwycenia w trakcie rozgrzewki i w wielu przypadkach zawodnik wracał na właściwe tory. Wystarczy wymiana kilku szybkich podań, prawidłowe przyjęcie, efektowny zwód zakończony celnym strzałem aby problem został zażegnany. Ogromną rolę ma tu do odegrania właśnie trener.
Kolejną praktyką przeze mnie stosowaną jest indywidualna szybka i krótka rozmowa z wybranym zawodnikiem w trakcie rozgrzewki. Stawiam go wówczas w sytuacji zadaniowej, gdzie musi mi odpowiedzieć, np. na pytanie: „ podczas konstruowania akcji na połowie rywala cały czas masz na sobie podwójne krycie – jak spróbujesz przechytrzyć rywala”? Albo „kiedy nasza prawonożna siódemka ścina z piłką do środka boiska to jest to znak dla Ciebie, że …….”?
Szybkie pytanie – szybka odpowiedź – krótki komunikat dodający wiary i pewności siebie i powrót do rozgrzewki – To przynosi wymierne rezultaty podczas gry.
Stawiajmy zawodników w sytuacji, gdzie muszą podjąć błyskawiczną decyzję, przypomnijmy jakieś najważniejsze założenie taktyczne do zrealizowania przez danego zawodnika. Niech zespół wie, że nikt nie jest zwolniony z myślenia bo tak naprawdę za chwilę będzie musiał podejmować setki decyzji co kilka sekund.
W PIŁKĘ NOŻNĄ GRA SIĘ GŁOWĄ! NOGI SĄ TYLKO DO WYKONYWANIA PODJĘTYCH DECYZJI.
Kolejna bardzo ważna rzecz – przeciągam rozgrzewkę jak tylko można. Wyznaję zasadę, że pierwsze „zatkanie płuc” ma przyjść właśnie na rozgrzewce. Często obserwuję karygodny – moim zdaniem – błąd popełniany przez zespół rywala, który kończy rozgrzewkę i schodzi do szatni na około 20 minut przed rozpoczęciem meczu. W tej szatni zapewne wszyscy są w pozycji siedzącej, następuje rozproszenie uwagi i koncentracji, mięśnie tracą swoją temperaturę która przed chwilą celowo była podwyższona (a załóżmy, że na zewnątrz jest temperatura 5 stopni Celsjusza) większość zawodników zostaje wybita z pewnego rytmu, transu, który złapali na płycie boiska – cała rozgrzewka a przynajmniej duża jej część poszła na marne. Rywal wygląda jakby dopiero wysiadł z autokaru. To już jest sygnał dla nas żeby początek meczu zagrać z nimi na utrzymanie piłki, przegońmy ich za piłką a już w 10 minucie zadajmy zabójczy cios i wyjdźmy na prowadzenie 1:0 – zabawa zaczęła się w naszych głowach już na rozgrzewce – kilkadziesiąt minut przed meczem.
Nie zapominajmy też o tak prostych sprawach jak, np. warunki atmosferyczne. To, z której strony padają promienie słoneczne, ma wpływ na to, którą połowę boiska wybierzemy. W mojej praktyce trenerskiej miałem taki mecz, kiedy właśnie aspekt pogodowy pozwolił na zdobycie aż trzech bramek w I połowie spotkania po bliźniaczo wykonywanym stałym fragmencie gry a bramkarz rywala oślepiony słońcem nie mógł podjąć skutecznej interwencji. Powyższą okoliczność wykorzystał mój zespół a nie rywal. W II połowie już by to nie wyszło bo nastąpiła zmiana stron a słońce nagle zostało zakryte przez chmury.
Być może uznawane przeze mnie praktyki uznać można za czarną stronę futbolu – ale dopóki mieszczą się w przepisach to czemu z nich nie korzystać. Każdy trener jest kapitanem swojego okrętu czyli zespołu i to od niego zależy dokąd dopłynie ze swoimi zawodnikami.
Powyższe składowe nie są gwarancją a tylko pozwalają przybliżyć nasz zespół do zwycięstwa.
To czy drużyna w umiejętny sposób będzie potrafiła wykorzystać wskazówki trenera zależy przede wszystkim jakość wykonawców, których wystawiamy na boisko. Moim zawodnikom wielokrotnie udawało się przechylić w wyrównanych spotkaniach szalę zwycięstwa na naszą korzyść – bardzo często przez starannie zrealizowany pakiet zadań właśnie podczas rozgrzewki przedmeczowej.